By zachować zdrową, piękną sylwetkę trzeba ćwiczyć. Dużo ćwiczyć. Im więcej ćwiczysz, tym Twoje mięśnie są sprawniejsze, silniejsze, bo czy ładniejsze to już kwestia sporna. Ale pozostańmy przy sile. Trening wytrzymałościowy, siłowy, stopniowo coraz dłużej, coraz więcej, ciężej, trudniej. Nie ma co się cofać, poprzeczka rośnie.
Układ pokarmowy to też swojego rodzaju mięśnie [?].
KONKLUZJA: Stopniowo zwiększać dawki jedzenia, by ćwiczyć metabolizm. Przestajesz trenować = kondycja spada. Nie ograniczam jedzenia, jem coraz więcej. Przerwy w treningach? Nigdy. Jest gotowy o każdej porze dnia i nocy. Gdyby były zawody dla kiszek, moje bez zająknięcia wygrałyby triakotleton czy makaroton.
Jest jak dobrze zorganizowana armia. Widzi coś potencjalnie tuczącego, *BANG* i usuwa z organizmu. W swoich szeregach ma specjalny oddział świetnie wyszkolonych saperów, bomba kaloryczna to dla nich chleb powszedni. Oczywiście biały, nie jakiś tam chrupki.
Nie daje się w chuja robić, nie odkłada w tyłku na potem, bojąc się, że kiedyś zabraknie żarcia. Odróżnia jabłko od hamburgera, nie wchłania wszystkiego jak gąbka. Jakby nie potrzebował kebaba, to bym nie miała na niego ochoty. Proste, nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz